Delikatnie się uśmiechnąłem, po czym podałem siostrze tajemniczy woreczek. Shi powoli odwiązała sznurek, a zawartość wysypała się tuż przed jej łapy.
- Co to? - spytała niepewnie.
- Kamień Księżycowy. Dziwne, bo nigdy nikt ich nie znalazł. Nie tutaj. - mruknąłem, zadowolony ze znaleziska. - Lubisz takie rzeczy, więc masz.
Ta bez sprzeciwu przyjęła prezent, a na jej pyszczku zagościł szeroki uśmiech. Rozciągnąłem stare kości, po czym powolnym krokiem ruszyłem w stronę swojej jaskini. Do tej zimnej, ciemnej i brudnej jaskini. Siostra szła obok, nadal oglądając kamień, świecący delikatnym błękitem. Po kilku minutach doszliśmy do naszych jaskiń.
- Nie ma to, jak wrócić na stare śmieci. - westchnąłem, z dziwną niechęcią patrząc na swoje zakurzone legowisko.
Nie miałem na co narzekać, w końcu lepsze to niż śnieg. Śnieg, ten wredny, biały, lodowaty puch, który cały czas leniwie spadał z nieba. I po co on komu?
- No to do jutra, Shi. - wskoczyłem do groty, jeżdżąc pazurami po kamieniu.
Wadera kiwnęła głową ze śmiechem, oddalając się do swojej jaskini. Korzystając z chwili samotności, ułożyłem się pod ścianą, opierając głowę o przednie łapy. Nareszcie mogłem spokojnie zasnąć.
***
Z pięknego snu wyrwał mnie krzyk. Głośny, straszny krzyk. Jak ukąszony skoczyłem na przód, waląc nosem w ścianę. Warknąłem. Odwróciłem głowę w stronę wyjścia. Daleko, w ciemności, błyszczał mały, niebieski punkcik. Od razu zrozumiałem, co się wydarzyło. Wyleciałem ze swojej jaskini, biegnąc w stronę światełka. Doszedłem do bagien. Tam ujrzałem Shirumi, trzymającą kamień jasny jak słońce i dwie książki. Jej oczy płonęły niczym ogień, spoglądając na wielki, kamienny łuk. Z początku nie byłem pewien co robić. Nagle odezwała się moja głupia, dziecięca natura. Z rozpędu rzuciłem się na siostrę. Oboje poturlaliśmy się do przodu, przechodząc przez łuk skalny. Wtedy doszło do mnie, że to nie był łuk, a portal. A Kamień Księżycowy był kluczem. O co tu chodzi?
<Shi? O co tu chodzi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz